Odpływam w świat wyobraźni

2022-10-16 16:00:00(ost. akt: 2022-10-15 21:41:16)

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Aneta Koksa rysuje, maluje obrazy, maluje na materiałach oraz pisze swoją pierwszą powieść, którą ma zamiar sama zilustrować, zaprojektować również okładkę. — Chciałabym, aby była ona całkowicie moja — mówi.
— Co było pierwsze: rysowanie, malowanie czy pisanie?

— Zaczęłam od rysowania. Miałam 7 lat. Oglądałam na RTL 7 bajkę japońską. Urzekły mnie jej barwne, kolorowe postacie, które toczyły walkę ze złem. Zrodziła się wtedy we mnie taka ciekawość, czy potrafiłabym je namalować. I wzięłam się do pracy. Ołówek, kartka papieru i zaczęłam je szkicować. Początkowo nic mi nie wychodziło. Były krzywe, niedokładne. Przyglądałam się rysunkowi i nie podobał mi się. Darłam kartkę i wyrzucałam za siebie. Byłam uparta i zaczynałam rysowanie od początku. W końcu udało mi się. Zaczęłam rysować postacie z kolejnych bajek. Moje rysunki były coraz lepsze i dokładniejsze. W końcu moją pasję do rysowania dostrzegli rodzice. Zaczęli mnie wspierać. Kupili mi kredki, a nawet udostępnili ścianę do malowania.




— Czyli miała Pani dużą swobodę?

— Tak. Mogłam rysować, malować, ale tylko na jednej ścianie, a właściwie na jej kawałku. Razem z siostrą miałyśmy jeden pokój i piętrowe łóżko. Ja spałam na dole. I to właśnie na tym kawałku ściany przy łóżku mogłam rysować, malować. I oczywiście chętnie z tego korzystałam. Były to obrazki tylko dla mnie. Jak rysunki mi się znudziły, to były zamalowywane i zaczynałam swoją ścienną twórczość od nowa. Malowałam także na dykcie, którą założono w drzwiach zamiast szyby, która się zbiła. W ten sposób rozwijałam się i uczyłam się malowania. Zaczęłam malować postacie z innych bajek, które oglądałam w telewizji, a później w komputerze. Coraz częściej rysowałam na papierze. Dużo tych rysunków było. Niemal wszystkie rozdałam. Pierwsze rysunki były w stylu kreskowym.

— Później zaczęła Pani rysować, malować z własnej wyobraźni?
— Tak. Znudziły mi się już bajki, więc zaczęłam wymyślać swoje obrazki. Kolejny etap mojego rozwoju malarskiego to czas, kiedy zaczęłam malować obrazy farbami akrylowymi. Pierwszy nosił tytuł Galaktyka. Nie wyszedł mi zupełnie. Moja siostra go jednak zachowała i wisi u niej na ścianie do tej pory.

— Mimo tego, że się nie udał, to nie zrezygnowała Pani z malarstwa?

— Nie. Ja jestem uparta. Maluję dotąd aż mi się obraz spodoba. Drugi obraz, który namalowałam przedstawia sawannę. Tata zbił dużą ramę do niego, z prześcieradła zrobiłam płótno i zaczęłam malować sawannę z wyobraźni. Jest to obraz trochę abstrakcyjny. Był to czas, w którym bardzo się rozwijałam, bo zaufałam sobie i swojej wyobraźni. Szło mi coraz lepiej. Myślałam, że po prostu mam talent. Ale wkrótce okazało się, że jestem osobą bardzo wrażliwą i dlatego potrafię sobie wszystko wyobrazić. Ja widzę w swoich wyobrażeniach konkretne sytuacje, osoby, jak wyglądają, widzę otoczenie, kolory i to przenoszę na swoje obrazy. Teraz już wiem, że to moje malowanie to wynik mojej choroby - WWO, czyli wysoko wrażliwa osobowość i charakteryzuje się tym, że takie osoby czują 10 razy mocniej od innych. Czasami nawet jeszcze mocniej.




— Talent też musi jednak być, żeby malować?

— Ja uważam, że do tego nie jest potrzebny talent, tylko praktyka, doświadczenie i ciężka praca, upór. Poprawianie tego, co źle wyszło i uczenie się. Jak zaczęłam malować na płótnie, to szukałam w internecie youtuberek, które malowały i tłumaczyły zasady tworzenia perspektywy, dobierania kolorów, wyjaśniały techniki malarskie. I próbowanie. Nie wyjdzie, to trzeba ponownie namalować poprawiając to, co nie wyszło. Ja cały czas uczę się czegoś nowego. I maluję dotąd aż mi perfekcyjnie wyjdzie to, co chciałam namalować. Techniki malarskie potrzebne są zwłaszcza przy obrazach realistycznych, które od niedawna zaczęłam malować.

— Kolejny etap Pani twórczości to malowanie na tkaninach. Od czego Pani zaczęła
?
— Któregoś dnia obejrzałam filmik o farbach, którymi można malować na materiałach. Bardzo mnie to zainteresowało. Kupiłam najtańsze farby i wypróbowałam je na nienadającej się już do użytku białej bluzce. Namalowałam bohomazy, zaprasowałam i sprawdziłam, czy farba się nie wypłukuje. I w praniu nie wypłukała się, nie rozmazała. Pomyślałam, że jest to kolejny sposób na samorealizację. Dowiedziała się o tym moja koleżanka Kasia - mój dobry duch - i zamówiła u mnie koszulkę dla siebie, a potem kamizelkę dla syna Alberta z namalowaną postacią z filmu, potem drugą z kilkoma postaciami. To było trudniejsze zadanie, więc zaplanowałam obrazek najpierw na tablecie, a potem przeniosłam na bluzę. Synek Kasi był zadowolony.




— A o swojej rodzinie Pani nie zapomniała?

— Trochę tak. 2 lub nawet 3 lata temu na święta przygotowałam koszulki z napisem: Mr. Koksa, Junior Koksa i Future MRS, Koksa. Nałożyliśmy czapki Mikołaja czapki i poszliśmy w takich strojach poszliśmy na kolację do rodziny. Na pewno coś wymyślę i na tegoroczne święta. Jest to też dobry sposób na przygotowanie prezentów.


— Na czym trudniej się maluje? Na płótnie, kartce czy na tkaninie?
— Na tkaninie, ponieważ nie można się pomylić, zrobić błędu. Koszulki czy kamizelki nie pogniotę i nie wyrzucę za siebie. Muszę się dużo napracować, żeby błąd naprawić. Można lekko zdrapać farbę albo namalować coś innego, wykorzystując istniejące detale.




— Wspomniała Pani, że malowanie to wynik depresji z dzieciństwa, a nie talentu?

— Tak. Na początku też myślałam, że mam taki wielki talent, ale potem okazało się, że jestem po prostu osobą o wysokiej wrażliwości i mam bardzo rozbudowaną wyobraźnię. To właśnie ta wysoka wrażliwość była motorem moich prac malarskich. Nigdy nie byłam dobrą ani humanistką, ani matematyczką. Zawsze natomiast byłam doskonałą marzycielką. Zawsze gdzieś uciekałam myślami i coś sobie wyobrażałam, a potem te wyobrażenia przenosiłam na obraz.




— Jak radziła sobie Pani z tym w szkole?

— Właściwie to nie radziłam sobie w ogóle. Potrafiłam podczas lekcji odpłynąć i zacząć malować. Przyłapał mnie kiedyś na tym nauczyciel języka angielskiego. Podszedł, zobaczył, że maluję i nie zareagował. Malowałam i błądziłam myślami w swoim świecie. W szkole czułam się źle. Byłam przekonana, że nie powinnam tam być, że nie pasuję. Czasami się ze mnie wyśmiewano. Teraz jednak myślę, że mogłam źle zinterpretować intencje kolegów i koleżanek, bo wtedy wszystko brałam do siebie, ale udawałam, że mnie to nie ruszyło. Ja za wszelką cenę chciałam się dopasować. Zaczęłam się dostosowywać. Obserwowałam innych i upodabniałam się do nich. Chciałam być zaakceptowana. Tak bardzo zależało mi na tej akceptacji, że wolałam zrobić coś przeciwko sobie niż urazić kogoś innego. W dodatku nie słyszę na jedno ucho. Czułam, że za moimi plecami koleżanki o mnie rozmawiają, czasami śmiejąc się ze mnie. Im bardziej mi dokuczano, tym bardziej starałam się do nich przystosować. Ze względu na moją wysoką wrażliwość, oburzało mnie wiele rzeczy, na które inni nie zwracali uwagi. Zawsze musiałam pomóc komuś, kto tej pomocy potrzebował, nigdy nie przeszłam obojętnie wobec krzywdy. Dawałam z siebie 100%, a mimo to byłam krytykowana. Zdarzyło się, że idąc chodnikiem, zauważyłam pijanego mężczyznę leżącego na ulicy. Jego głowa znajdowała się na jezdni. Przejeżdżali kierowcy, omijali go, przechodzili ludzie. Nikt mu nie pomógł. Ja nie mogłam przejść obojętnie. Podeszłam, chciałam go podnieść. I wtedy pomogli mi 10-letni chłopcy. Przeprowadziliśmy go na chodnik. Wezwałam karetkę. Oni zostali ze mną aż do przyjazdu ratowników medycznych.



— Wspomniała Pani, że ta nadwrażliwość to wynik choroby spowodowanej traumą z dzieciństwa?
— Tak właśnie powiedziała mi moja terapeutka, do której chodzę. Staram się dowiedzieć co było przyczyna tej traumy i skąd ta depresja się wzięła. Był to na pewno dla mnie wielki szok, skoro zupełnie wyparłam swoje dzieciństwo z pamięci. Musiało to być coś, co mnie bardzo zasmuciło. Sama jestem ciekawa jakie to było zdarzenie czy zdarzenia. Ta niewiedza mnie denerwuje. Chciałabym to wiedzieć, bo wiedziałabym nad czym muszę pracować. Zamiast wspomnień z dzieciństwa mam czarną dziurę w głowie. Właściwie to pamiętam tylko jedno zdarzenie. Babcia postraszyła mnie Cyganami, żebyśmy nie wychodzili z domu. Wspomnień mam bardzo mało i są one mało znaczące. I to jest całe moje dzieciństwo, jakie zapamiętałam. I to jest główny powód mojej choroby.

— Jak Pani próbowała sobie z tym radzić?

— Życie bez dzieciństwa jest bardzo uciążliwe. Ciągle się zastanawiam co się zdarzyło. Zaczęłam więc wyobrażać sobie swoje dzieciństwo. Zapisać je w swojej wyobraźni jako idealne. Zaczęłam uciekać w malarstwo, bo na obrazie mogłam namalować swoje wyobrażenie siebie. Dlatego za wszelką cenę muszę za pomocą terapii odkryć prawdę. Wtedy, jeśli ją zaakceptuję, będę mogła z wolnym bagażem ruszyć do przodu.



— Ostatnio pracuje Pani nad nowym projektem?
— Tak. Jest on związany z moją chorobą. Poprzez ten projekt chciałabym pomóc osobom, które chorują na wysoką wrażliwość oraz innym zrozumieć to, co dzieje się w głowie osoby nadwrażliwej. Ta choroba jest straszna. To ciągłe dołowanie. To jest dobijanie samego siebie, ogromny samokrytycyzm. Wszyscy mnie chwalą, a ja sobie zarzucam, że mogłam zrobić lepiej, dokładniej, staranniej. Ciągle jestem z siebie niezadowolona. To nieustanne odpływanie w świat wyobraźni. Do tej pory zdarza mi się, że wpadam w taki stan przy wykonywaniu zwykłych czynności domowych. Zachowuję przy tym pełną świadomość tego gdzie jestem i co robię. Zdarza mi się to nawet, gdy siedzę za kierownicą. Rozmawiam z kimś, kto opowiada jakąś historię. Ja się wyłączam i widzę dokładnie osoby, miejsce, tło opowiadanych zdarzeń. Teraz biorę leki, więc jest trochę lepiej. Zaczęłam już pisać książkę na ten temat.



— O kim będzie ta książka? O Pani?
— I tak i nie. Bohaterowie będą fikcyjni, wymyśleni. Historia też będzie wymyślona, ale oparta na zdarzeniach z mojego życia oraz z życia innych osób, które ze mną rozmawiały, opowiadały o sobie. Będzie to powieść o osobach wysoko wrażliwych, o depresji i nerwicy lękowej.
Dzięki temu nadam sens tej powieści. Główna postać nie będzie miała wyglądu, żeby każdy czytelnik mógł się z nią utożsamić, poczuć się jak ona. Moi bohaterowie będą się kierowali w swoim postępowaniu moimi obecnymi emocjami.
Będą w niej również namalowane przeze mnie ilustracje, żeby treść trafiała do serc czytelników. W ten sposób spełnię swoje marzenie o tym, żeby zostać pisarką. Jak zamykam oczy, to widzę siebie w otoczeniu moich książek.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5