Wzruszeni przeszli drogą ojca

2018-09-23 16:00:00(ost. akt: 2018-09-23 14:20:02)
fot.1

fot.1

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

HISTORIA\\\ Co działo się tu 79 lat temu? Czy to tu jeńcy przekraczali granicę z Prusami? Był to przystanek na ich drodze, czy tylko punkt na trasie przemarszu z Modlina do Stablacku, niemieckiego stalagu I A?
Miecznikowo- Gołębie. Gm. Janowiec Kościelny, pow. Nidzica, warmińsko-mazurskie.

Na miejscu czeka już Darek, który kilka dni wcześniej zgłosił się do mnie z nieśmiertelnikiem Lucjana Trybulskiego.
Po chwili dołączają do nas dzieci naszego żołnierza oraz jego zięć.
Darek prowadzi nas na pole, gdzie odnalazł nieśmiertelnik. Podczas tego krótkiego spaceru trwają intensywne rozmowy.

Wszyscy mówimy jednocześnie, jakby pytania nie mogły czekać ani chwili dłużej. Wszyscy jesteśmy poddenerwowani, ciekawi... wszyscy mamy coś do przekazania i wszyscy chcemy dowiedzieć się jak najwiecej.

Nieśmiertelnik leżał w ziemi 79 lat. Tak długo "pozostawiona przez ojca przesyłka" czekała na odbiór przez jego dzieci.
Kilkadziesiąt metrów dalej stare, poniemieckie budynki z czerwonej cegły. Opuszczone, jakby ktoś dał im odpocząć po latach intensywnej mazurskiej eksploatacji.

Idziemy "nadgraniczną" drogą. Typowy graniczny wał, typowa strażnica. Po naszej prawej znajdowały się Prusy Wschodnie.

Co działo się tu 79 lat temu? Czy to tu jeńcy przekraczali granicę z Prusami? Był to przystanek na ich drodze, czy tylko punkt na trasie przemarszu z Modlina do Stablacku, niemieckiego stalagu I A?

Helena mówi, że tata bardzo by przeżył przyjazd w to miejsce. Kazimierz dodaje, że drogę do niewoli wspominał jako długi marsz. Warunki ciężkie, cel odległy.

Do niewoli trafił na koniec września 1939 i zapewne po kilku dniach znalazł się z tysiącami innych żołnierzy w pobliżu strażnicy.
Jak nieśmiertelnik trafił do ziemi? Schowany? Wyrzucony? Zgubiony?

W domu zostali rodzice i rodzeństwo... może w obawie przed represjami pozbył się swojej wizytówki.... tego już się nie dowiemy.

Kazimierz, Leokadia i Helena nie kryli wzruszenia. Przyglądali się polom, drzewom, kamieniom... To niemi świadkowie tamtych dni. Dni, które zostawiły piętno na wspomnieniach ich taty.

W drodze powrotnej nastroje opadają. Więcej refleksji, więcej smutku, że Lucjan nie doczekał tej chwili... Zapadają chwile niesamowitej ciszy. Ciszy, w której niemal słychać własne myśli.

Nie śmiem porównywać moich odczuć, z odczuciami dzieci jeńca, którego los przeciągnął przez Miecznikowo.
Są szczęśliwi, zaskoczeni obrotem spraw, wzruszeni... wzruszeni faktem, że mogli stanąć w miejscu, gdzie dawno temu znalazł się ich tata. Mówią o nim z szacunkiem, miłością i wdzięcznością.

Przyjechali tu jako wolni ludzi. Dumni z taty żołnierza.
Dalsze rozmowy odbywały się przy kawie na zamku w Nidzicy.
Mam szczęście. Udało mi się ich odnaleźć. Piękni, wspaniali, zdolni... Kazimierz pisze książki, Helena maluje obrazy.

LUCJAN urodził się 29 kwietnia 1912 roku w Sosnowcu.
Ojciec Piotr rodem z Kielc zatrudnił się w kopalni i kilka lat spędzili z żoną Marią z domu Wójcik, na Śląsku.

Wyemigrowali do Francji, a po powrocie kupili małe gospodarstwo w Sypniewie, pow. sępoliński. W ich rodzinnym domu nadal mieszka Piotra wnuczka.

Lucjan miał 27 lat, gdy wojna dopadła go w swoje szpony. Z przekazów rodzinnych wiadomo, że był ułanem. Skierowany do obrony Modlina doświadczył wszelkich okropności. Widział rannych kolegów... ich śmierć... ale przeżył.

fot.2


29 września 1939 w Nowym Dworze Mazowieckim zostaje wzięty do niemieckiej niewoli. Trafia do stalagu I A w Stablacku (dziś powiat bartoszycki i okręg kaliningradzki). Otrzymał numer 61735.

Jeńcy kierowani spod Modlina na północ ku granicy z Prusami Wschodnimi przemaszerowali przez Miecznikowo-Gołębie, gdzie Lucjan najprawdopodobniej zgubił swój nieśmiertelnik.

Niedługo przebywał w stalagu. Jak mawiał "luksusów tam nie było, ale było znośnie". Podkreślał, że miał szczęście, bo przecież przeżył i nie trafił do obozu koncentracyjnego.

W stalagu szybko zweryfikowano jego zdolności. Jako ślusarz trafił do zakładu Schichau (Zamech) w Elblągu. Był to potężny producent turbin, przekładni zębatych i ciężkich elementów okrętowych.

W 1944 Zamech zatrudniał 18 000 pracowników, głównie jeńców. W czasie wojny produkowali oni żelazne statki, urządzenia okrętowe i lokomotywy dla niemieckiej armii. 10 lutego 1945 zakład obsadzono Rosjanami, którzy ogołocili fabrykę z najcenniejszych urządzeń.

Jeszcze w niewoli w Elblągu Lucjan spotyka Jadwigę Cybulską. Również jako jeniec pracowała u niemieckiego bauera. Miała tam swój pokój, wikt, trafiła na dobrych ludzi.

Chcąc wziąć ślub z Jadwigą, Lucjan musiał wystąpić do Niemców o wydanie pozwolenia. Takowe wydano i 7 kwietnia 1944 zawarli związek małżeński. Bauer pożyczył młodej parze konie i bryczkę.

Było prawie pięknie. Prawie, bo ślub odbywał się w niewoli i do normalności brakowało jeszcze ... wolnej Polski!

Po wyzwoleniu zostali na trochę w Elblągu, a po wojnie zamieszkali w Więcborku, gdzie otworzyli sklep i urodził się ich syn Kazimierz (1946). Po nim na świat przyszły jeszcze córki Helena i Leokadia.

W 1956 roku Lucjan z Jadwigą kupili niewielkie siedlisko w Grudziądzu i tam zostali do śmierci.
Lucjan zmarł w 199, jego małżonka w 2009.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5